środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 5.


"I wanna be your everything and more..."


#Carter

Głośna muzyka, alkohol płynący niczym woda z kranów, dziewczyny, których celem jest nie zakończyć tej nocy samotnie. To wszystko wydawało mi się takie brudne i odrzucające. Stojąc z kubkiem wypełnionym wódką z kwaśnym sokiem pomarańczowym, obserwowałem otoczenie. Tak usilnie namawiałem Effs na przyjście tu, a sam nie bawiłem się zbyt dobrze. Nudziłem się, słuchając irytującego szczebiotu jakiejś rudej panny w kostiumie Czerwonego Kapturka. Rzucała mi znaczące spojrzenia i seksownie oblizywała wargi.
- Możemy się stąd urwać - szepnęła, uśmiechając się. - Jeśli tylko chcesz.
Nie odrywałem wzroku od drzwi, obserwując wchodzących do pomieszczenia nastolatków. W końcu, gdy straciłem już całkowicie nadzieję, zauważyłem brunetkę w  stroju będącym kopią kreacji Angeliny Jolie z filmu "Czarownica". Towarzyszył jej brunet przebrany za Jokera.
- Przepraszam na chwilę - mruknąłem do rudej, ignorując jej propozycje. Udając, że nie widzę jej oburzonego, zaskoczonego spojrzenia, przecisnąłem się przez tłum tańczących osób.
- Elizabeth Buttler! - zawołałem. - Założyłaś sukienkę!
Przebranie się musiało ją sporo kosztować, od śmierci pani Dorothy każde Halloween spędzała w bluzach i dżinsach.
- Elias zagroził, że już nigdy się do mnie nie odezwie, jeśli wystąpię w stroju Nazgula - westchnęła zmartwiona.
- Byłabyś fenomenalnym Czarnoksiężnikiem z Angmaru - zachichotałem.
- No wiem - zrobiła smutną minę. - Mam to we krwi.
Kyle, który zaraz po przybyciu, udał się na poszukiwanie napoi, wrócił. Podał brunetce czerwony kubek z wódką i włączając się do rozmowy, upił łyk swojego drinka.
Może to tylko złudzenie, ale miałem wrażenie, że kiedy zostaliśmy sami, Eff poczuła ulgę. Zdawałem sobie sprawę, że nie przepada za Kyle'm, ale to było coś więcej niż antypatia. Zerknąłem na jej towarzysza i już wiedziałem, że szykują się kłopoty. Zrozumiałem skąd jej rezerwa i blokada. Moją przyjaciółkę przerażają dwie rzeczy - kontakty z innymi i clowny. Kyle w makijażu Jokera musiał budzić w niej niepokój. Nie spoglądała w jego stronę, choć dość szybko włączył się do naszej rozmowy, całkowicie ją przejmując. Mimo że był miły, sympatyczny i cholernie zabawny, dziewczyna milczała albo odpowiadała mruknięciami. W sumie to żadna nowość, ale cholernie było mi jej żal.
- Uwielbiam tę piosenkę! - zawołał Kay, gdy rozległy się pierwsze dźwięki Modern love. - Chodź, zatańczymy!
- Nie tańczę! - burknęła Effy i krzywiąc się, wypiła trochę wódki.
- Daj spokój! - Brunet przewrócił oczami i nie zaważając na jej protesty, zaciągnął ją za parkiet.
Nie wiedziałem jak mam się zachować - czy strzelić go pysk, czy wspierać w próbach rozruszania Effs. Nie byłem pewny czego ona się po mnie spodziewa, dlatego postanowiłem się nie wtrącać, mimo że cholernie mi się nie podobało zachowanie Kyle'a i sposób w jaki starał się zdominować brunetkę. A może po prostu jestem przewrażliwiony i sobie wyobrażam coś, czego nie ma? Może nadinterpretuję i wyolbrzymiam jakieś mało istotne szczegóły? Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem czymś na kształt tarczy i obrońcy Effy, choć przecież nigdy nie miałem jej przed kim bronić. Teraz, ktoś starał się do niej zbliżyć i wkroczyć w strefę, w której byliśmy wcześniej tylko we dwoje. To była nowa sytuacja. I dla Eff, i dla mnie. Myślę, że oboje byliśmy równie zagubieni.
Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej do tym całym Kay'u. Jeśli jest dobrym, wartościowym kolesiem, otrzyma moje błogosławieństwo i wsparcie w próbie zdobycia względów i serca Effy. Na całym świecie istnieje tylko jedna osoba, która może dać mi klarowny obraz sytuacji. Podniosłem wzrok. Stała pod ścianą, tuż obok okna i nie wyglądała na zbyt pewną siebie. Nieopodal niej kręciła się młodsza Kebbelówna, tańcząca teraz z jednym kolesi z drużyny futballowej.
- Cześć, jestem Carter - powiedziałem z uśmiechem, przesunąwszy się w stronę osamotnionej dziewczyny. - Wyglądasz na zagubioną.
- Tak - przyznała i rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu. - Nigdy nie byłam na imprezie, nie wiem co mam robić.
Miała miłą barwę głosu, choć dało się wyłapać nutki smutku.
- Możesz stać tutaj, narażając się na umizgi pijanych i napalonych kolesi, które zaczną się, gdy ktoś rzuci hasło "picie piwa na czas" albo możesz pójść potańczyć ze mną.
Właściwie to nie lubię tańczyć, ale ta mała była naprawdę wzruszająca. No i przypominała mi Effy. Obie były takie odizolowane od reszty. Takie inne. Czystsze i niezepsute. Były prawdziwe i szczere. Choć widziałem tę dziewczynę tylko kilka razy na korytarzu, w dodatku przelotnie, byłem o tym przekonany. To ten typ człowieka, który nie daje się zawoalować i ukryć pod maskami. Wystarczy tylko dobrze spojrzeć.
- Skąd mogę mieć pewność, że ty nim nie jesteś? - zapytała, nieśmiało podnosząc wzrok.
- Będziesz musiała mi zaufać - wyszczerzyłem się w odpowiedzi, wyciągając ku niej dłoń.
Lane przez moment spoglądała mi w oczy, a później skinęła głową i splotła swoje palce z moimi. Zabawne, jakie maleńkie wydawały się jej dłonie w porównaniu z moimi. Delikatnie przyciągnąłem ją do siebie, obejmując ją w pasie. W tle leciała jakaś spokojna ballada, nie miałem pojęcia jaka, ale przez rozchichotany tłum dobiegały mnie jakieś miłosne teksty.
- Jak ci się podoba w mieście? - zapytałem, chcąc przerwać ciszę.
- W porządku - odparła.
- W porównaniu z San Francisco, Littleton musi ci się wydawać okropną dziurą.
- Wcale nie - uśmiechnęła się i podniosła wzrok. - Nigdy nie lubiłam dużych miast, są takie bezduszne.
- Tęsknisz za przyjaciółmi?
- Nie miałam ich - wyznała speszona.
Zdziwiło mnie to. Jest taka słodka i urocza. W chwili, gdy miałem zadać pytanie, zmieniłem zdanie. Może podobieństwo Lane i Effy sięgało głębiej niż początkowo przypuszczałem?
- Wiesz - zacząłem. Postanowiłem opowiedzieć jej o tym. Może choć odrobinę jej to pomoże? - Mam przyjaciółkę, Effy. Właściwie to więcej niż przyjaciółka. Nie w sensie romantycznym. Fuj. Jest dla mnie jak siostra. Zabiłbym każdego, kto spróbowałby ją skrzywdzić. Effy jest... specyficzna. Jest pokaleczona przez życie. Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, pomyślałem sobie, że bardzo mi ją przypominasz. Ona także straciła rodziców w wypadku. Nie wiem dlaczego ci o tym mówię. Może dlatego, że mam wrażenie, że byście się świetnie rozumiały?
- Bardzo ją kochasz, co? - uśmiechnęła się ciepło.
- Tak - pokiwałem głową i poczułem, że muszę po raz kolejny podkreślić, że nasza relacja jest i zawsze będzie pozbawiona wszelkiej romantyczności. - Jak siostrę.
Lane spojrzała na mnie, a później skierowała wzrok gdzieś w bok. Zerknąłem w tym samym kierunku. Rozbawiony Kyle opowiadał coś Effy, kołysząc nią w tańcu. Nie była zachwycona i mógłbym się założyć o każde pieniądze, że ucieknie do domu, gdy tylko skończy się ta piosenka.
- To dobra dziewczyna, prawda? - zapytała dziwnym głosem moja towarzyszka.
- Najlepsza - potwierdziłem, marszcząc brwi.
- Nie pozwól jej skrzywdzić, Carter.
Mimo że twarz Lane nie wyrażała niczego, nie mogłem się pozbyć wrażenia, że mówi o swoim bracie.

#Rydel

Halloweenowa impreza w opuszczonym domu to tradycja wszystkich mieszkańców Littleton. No, przynajmniej tych w przedziale wiekowym od szesnastu do dwudziestu pięciu lat. Tego jednego dnia nie ma znaczenia czy jesteś popularnym bogaczem, czy lamusem z kółka szachowego - zakładasz maskę i bawisz się w najlepsze. To takie oderwanie się od rzeczywistości i za nic bym nie przegapiła tej imprezy. Chociaż Sue stwierdziła, że ma gdzieś takie wiejskie potupajki dla dzieciaków i wybrała się ze znajomymi z uczelni do jakiegoś klubu w Denver, Jess, Matt, Bran i ja postanowiliśmy zabawić się w Littleton. Przecież wódka wszędzie smakuje tak samo.
- Wyczarujesz coś ekstra? - wybuchnęłam śmiechem.
Po dwóch godzinach wlewania w siebie alkoholu oraz tańczenia, urwaliśmy się z imprezy, a raczej zamknęliśmy ją we własnym gronie, zgarniając po drodze Tylera przebranego za czarodzieja i jakąś blondynkę, Katie, którą poderwał Bran. Siedzieliśmy na pomoście, jarając trawkę i pijąc wyniesione z imprezy butelki wódki.
- Dla mnie to jeden telefon - prychnął Ty nieskromnie.
Blond dupa Brana opowiadała o jakiejś domówce, na której koka sypała się jak domki w Czeczeni, a Tyler podłapał temat, twierdząc, że wieje stypą i my też moglibyśmy zażyć coś mocniejszego. Moje doświadczenie z różnymi substancjami psychoaktywnymi kończyło się na miękkich narkotykach, dlatego nie byłam przekonana co do tego pomysłu, ale wszyscy byli nim zachwyceni. Nie chciałam wyjść na lamerkę, więc i ja, choć z udawanym uśmiechem, podpuszczałam Tylera, żeby coś skombinował. Prawdę mówiąc byłam troszkę ciekawa. No i pijana. I zjarana. Bardzo. W tym stanie coś, co nazywa się logicznym myśleniem wyłącza się i każdy pomysł wydaje się super świetny, odpowiedzialny i mądry. Chociaż według mojego brata ja i logiczne myślenie jesteśmy sobie obcy nawet, gdy jestem trzeźwa. Przesadza. Chyba. Przecież nie jestem głupią cizią! Umiem cię dobrze ubrać, należę do elity na uczelni, potrafię oczarować każdego faceta. Gdybym była idiotką, już dawno pchałabym wózek z dzieckiem.
- Dwadzieścia minut - oznajmił Ty, po skończonej rozmowie telefonicznej.
- Jakim cudem udało ci się to załatwić tak szybko? - zapytała Jess, podając blanta chłopakowi.
- Zero pytań, mała - uśmiechnął się Parker i zaciągnąwszy się, wypuścił dym wprost w moje usta. Zaczęliśmy się całować, nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi, zresztą oni także niezbyt się krępowali. W tym towarzystwie nie istniała pruderia i poczucie wstydu.
- Co zrobimy z pustymi butelkami? - zadał pytanie Matt.
Uroczy, kochany Matt, zawsze martwiący się takimi sprawami jak zostawianie dowodów naszych malutkich wykroczeń.
- Wyrzućmy do jeziora! - zachichotała Jess.
- Głupia, ja tu pływam w lecie! - żachnął się Bran.
- Mam pomysł! - Katie aż poskoczyła z entuzjazmu. - Ustawmy ja w rzędzie i rzucajmy do nich!
To było głupie i strasznie dziecinne, i nie mam pojęcia dlaczego, ale bardzo nam się spodobało.
- Ja pierwsza! - zawołałam, zrywając się z ziemi. Zakręciło mi się w głowie, a na języku poczułam smak wymiocin, ale zignorowałam to. Za dużo alkoholu, to wszystko.
- Dell, chyba nie jesteś w formie - Jess wybuchnęła śmiechem.
- To te pieprzone buty! - zachichotałam i rzuciłam gdzieś przed siebie szpilki od Christiana Laboutina. Co z tego, że kosztowały więcej niż półroczny czynsz w moim studenckim mieszkaniu? To tylko buty. Fakt, cholernie drogie, ale i cholernie niewygodne. Pieprzyć je.
- Stajemy na tej linii i rzucamy kamieniami. Każdy ma trzy próby - wyjaśniała Katie.
Tyler odszedł gdzieś na bok, Bran kończył palić blanta, a Matt i Jess całowali się, oparci o barierkę.
- Rzucam! - zawołałam i zamachnęłam się.
- Idiotka! - Bran zaczął zwijać się ze śmiechu, gdy wywaliłam się na ziemię.
- Wal się, Roberts - pokazałam mu środkowy palec. - Mam jeszcze dwie próby.
- A ja mam coś, co was rozrusza - przerwał mi Ty. Trzymał w dłoniach woreczek z białym proszkiem. Przegryzłam wargę. Trochę się bałam. Nie. Cholernie się bałam. Oglądałam z Rossem program o uzależnieniach i obiecałam mu, że nigdy nie sięgnę po twarde narkotyki. Ale nie mogłam się teraz wycofać. Straciłabym uznanie w oczach przyjaciół. Poza tym jestem Rydel Lynch, a Rydel Lynch nigdy nie pęka na imprezie. Jestem królową imprez, tak? A królowa integruje się z poddanymi. To tylko jeden raz. Ross się nie dowie. Nie odpadnie mi nos, po jednorazowym wciąganiu koki, litości!
- Dells?
Odwróciłam się w stronę grupy. Oprócz mnie i Ty'a, już wszyscy poczęstowali się skołowanym towarem.
Rydel Lynch nie wymięka. Rydel Lynch jest twarda. Jeśli chcesz, żeby się z tobą liczyli, nie zachowujesz się jak dziewica Maryja.
- Pozwolisz? - pocałowałam Tylera w policzek i wyjęłam z jego rąk woreczek. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy odmierzałam proszek. Nie miałam pojęcia ile powinnam wziąć, ale to, co zostało, podzieliłam na dwie części. Raz się żyje. Wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Oddetchnęłam głęboko, a potem wciągnęłam biały proszek i przekazałam woreczek Tylerowi. Przez moment czułam się rozczarowana. I co? To już? Tyle pieprzenia, pisania na ten temat, ostrzegania, że to złe, okropne, ojej, ojej, wszyscy umrzemy, a ja nic nie poczułam. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, byłam w całkowicie innym świecie. Miałam ochotę tańczyć, śpiewać i pieprzyć się do rana. Miałam w sobie tyle energii! Gadałam jak nakręcona, a moi przyjaciele byli równie rozmowni.
- Mam ochotę potańczyć! - wrzasnęła Jess.
- Ja też! - zawtórowałam.
- A wiesz na co ja mam ochotę? - szepnął Tyler do mojego ucha. - Na ciebie.
- Dlaczego nie połączyć jednego z drugim? - wybuchnęłam śmiechem i kołysząc się w rytm piosenki, której melodia rozbrzmiewała tylko w moim mózgu, zaczęłam rozsuwać zamek w mojej sukience.

#Effy

Dasz radę. Wytrzymasz. To tylko dwie godziny. Sto dwadzieścia minut. Z każdym oddechem czasu zostaje coraz mniej. Dasz radę, Effy.
Starałam się przekonać samą siebie, że wszystko jest w porządku, ale dziś, jeszcze trudniej niż zazwyczaj przychodziło mi oszukiwanie siebie i innych. Nienawidziłam tłoku, nienawidziłam wstawionych kolesi macających pijane laski po tyłkach i cyckach, nienawidziłam głośnej muzyki i przekrzykiwania hałasu. Nienawidziłam tego wszystkiego, co właśnie mnie otaczało i obiecywałam sobie, że Carter mi za to zapłaci. Jeszcze nie wiem jak, ale zemszczę się. A moja zemsta będzie okrutna. Karaoke czy coś.
- I tak to właśnie wyglądało - Kay skończył opowiadać kolejną historię. Nie miałam pojęcia o czym mówił. Uciekałam wzrokiem od jego twarzy i wymyślałam kolejne tortury dla mojego przyjaciela.
- Super - rzuciłam bez entuzjazmu.
- Znowu nie słuchałaś? - uśmiechnął się, a ja miałam ochotę uderzyć go w twarz i wrzasnąć, żeby dał mi spokój.
- Nie - wzruszyłam ramionami.
- Jesteś niesamowita! - wybuchnął śmiechem, a ja zaczęłam się zastanawiać, co z tym człowiekiem jest nie tak. Może on nie jest człowiekiem? Może to robot zaprogramowany by śmiać się z każdej wypowiedzi? A może to kosmita? Nie. Chyba nie. Max Evans w Roswellu nie był tak cholernie irytujący.
- Chcę się napić - przerwałam kolejny potok słów.
- Przyniosę.
Alleluja! Minuta spokoju. Może przy stoliku z napojami i alkoholami będzie kolejka? Miałam ochotę uciec albo poprosić Carta żeby mnie odwiózł, ale nie miałam serca mu przerywać. Od dłuższej chwili tańczył z siostrą Kay'a i najwyraźniej był nią oczarowany.
Przyjrzałam się jej uważnie. Nie wyglądała na zbyt pewną siebie. Od czasu do czasu uśmiechała się nieśmiało i coś odpowiadała. Wyglądała na miłą, choć nieporadną. Nie przypominała w niczym swojego zaborczego brata i tym absolutnie mnie podbiła. Mogłam ją sobie wyobrazić w roli dziewczyny Cartera. Chciałam dla mojego przyjaciela wszystkiego, co najlepsze. Lane wyglądała na wyjątkową, słodką istotkę. Nie znałam jej, ale z pewnością nie była jedną z tych puszczalskich lafirynd, jakich pełno w tym pomieszczeniu.
- Proszę bardzo! - Kyle z uśmiechem podał mi kubeczek z drinkiem. Nawet nie zauważyłam, kiedy wrócił. Koniec wytchnienia i ciszy. Jeśli można mówić o ciszy w budynku pełnym ludzi i pomieszczeniu wypełnionym głośną muzyką.
- Wybacz, że tak długo to trwało. Wpadłem na Davinę i nie mogłem się wywinąć od rozmowy z nią - usprawiedliwił się Kyle.
Długo? Modliłam się, żeby go trwało pięć razy tyle. Dlatego te złe chwile wcale nie są chwilami? Chwila to batdzo krótki okres czasu, a to, co nas złości czy boli zazwyczaj trwa bardzo, bardzo długo.
- Wydaje się miła.
- Kto? - zapytałam tylko dlatego, że chłopak wpatrywał się we mnie, a ja, zgubiwszy wątek, nie byłam pewna o czym i o kim mówi.
- Davina - brunet wyszczerzył się w odpowiedzi. - Zagaduje do każdego na imprezie i sprawdza czy wszyscy się dobrze bawią.
Miła? Nie bądź naiwny, to wredna suka. Zagaduje tylko do reprezentacyjnych osób. Z naciskiem na facetów. Jak teraz. Przymila się do Lyncha, ciągnąc jednocześnie gdzieś tą małą, siostrę przygłupa ze świty Lyncha. Tacy ludzie trzymają się razem. Pieprzone kółko wzajemnej adoracji i ty, drogi chłopcze, również się w nim znajdziesz. I wtedy dasz mi spokój. To będzie piękny dzień.
A właściwie to dlaczego nie przyśpieszyć biegu wydarzeń? Obiecałam Carterowi przyjście na imprezę z Kay'em, nie miłość aż po grób. Nie wiem dlaczego ten chłopak się tak mnie uczepił, ale im szybciej zrozumie, że nie należymy do tego samego świata tym lepiej. Dla mnie.
Szybkim haustem wypiłam całą zawartość kubeczka.
- Idę do toalety - rzuciłam, po raz kolejny bezczelnie przerywając monolog mojego towarzysza. Coś jeszcze mówił, ale olewając go, zaczęłam przeciskać się w kierunku wyjścia.
- Hej, Eff!
Zaklęłam pod nosem. Carter.
Zerknęłam na zegarek. Do ustalonego czasu zostało piętnaśnie minut. Ukryję się gdzieś i znikam.
- Potrzebuję alkoholu! - odkrzyknęłam do przyjaciela. - Dużo alkoholu!
A później pomachawszy mu, ruszyłam w stronę, gdzie chwilę wcześniej widziałam butelki.

#Ross

Czułem się jak w jakimś dennym filmie o nieszczęśliwych miłościach, których tyle obejrzałem z Rydel. Stałem pod ścianą i jak kretyn obserwowałem tego frajera obejmującego Effy. Z każdą minutą byłem coraz bardziej wściekły. Na zmianę wlewałem w siebie kolejne porcje alkoholu i zatapiałem usta w wargach chętnych, puszczalskich dziewczyn. Było mi wszystko jedno kogo całuję. Pocałunki nigdy nie były dla mnie czymś znaczącym, ot, środek prowadzący do celu. Teraz także niezbyt się wczuwałem. O wiele bardziej interesujące były wywody Jera. Omawiał kostium każdej mijającej nas osoby, a jego zabawne i bezczelne komentarze sprawiały, że krztusiłem się ze śmiechu. Niestety Jeremy porzucił mnie i zniknął w pokoju na piętrze z jakąś blondynką z wielką dupą, która zapewne z trudem wcisnęła się w strój policjantki.
- Może pójdziemy na piętro? - szepnęła moja towarzyszka, o której całkowicie zapomniałem.
Objęła mnie i zaczęła całować w szyję.
- Nie - uniosłem brew i, zostawiając ją osłupiałą, ruszyłem na poszukiwania Tylera i alkoholu. Na jedno wychodzi.
Nie miałem ochoty na seks, po którym pozostanie we mnie wyłącznie niesmak.
- Nie radzę, stary. - Klepnąłem w ramię Johna, kolesia, z którym grałem w jednej drużynie.
- O cholera, Ross! - pisnęła Anna i gwałtownie odsunęła się od chłopaka, penetrenującego jej jamę ustną. - Ale mnie przestraszyłeś!
- Udam, że tego nie widziałem, mała. - Gdyby na moim miejscu był mój przyjaciel, John skończyłby ze złamanym nosem, a Annie siłą zostałaby zaciągnięta do domu.
- Dzięki - uśmiechnęła się i rozejrzała się. - Gdzie Jer?
- Puka tutejszą Kim Kardashian.
- Samanthę? - Blondynka zrobiła smutną minę, gdy spostrzegła, że John się ulotnił. - Co za frajer!
- Faceci są źli, mała. Opowiadają piękne bajki, w których nie ma ani słowa prawdy, bo laski są naiwne i kiedy słyszą: "jesteś taka piękna", biegną i rozkładają nogi.
- Wiem, Rossy - westchnęła ciężko. - Ale miło sobie wmawiać, że jest inaczej.
- Pozbądź się złudzeń, będzie mniej bolało - poradziłem.
- Zapamiętam - wybuchnęła śmiechem.
- Widziałaś Ty'a? - zapytałem, zmieniając temat.
- Nie będziesz zachwycony - uprzedziła. - Skombinował działkę i poszli gdzieś z Delly.
Posłałem w przestrzeń przekleństwo. Zabiję gnoja! I tę pustą idiotkę, moją siostrę, która zamiast mózgu ma w głowie penisy. Nie mam zamiaru znowu ratować jej tyłka, gdy po raz kolejny wpakuje się w kłopoty po narkotykowo-alkoholowych orgiach z Tylerem. Nie obchodzi mnie czy tym razem rozbije auto, czy wyląduje na komisariacie. Koniec ze staniem na straży i wyciąganiem z opresji.
- Jest dorosła, Ross, niech sama odpowiada za swoje czyny - powiedziała Anna, jak gdyby słyszała moje myśli. - Może to ją czegoś nauczy.
- Wątpię. - Machnąłem ręką i dolałem sobie wódki.
- Ross, pozwolisz, że porwę Annę? - rozchichotana, wstawiona Davina Kebbel pojawiła się niewiadomo skąd. Musiałem przyznać, że w obcisłym, króciutkim kostiumie Czarodziejki z Wenusa wyglądała oszałamiająco. Mimowolnie uśmiechnąłem się na jej widok.
- Jasne, Di.
Dziewczyna pocałowała mnie w policzek i złapawszy pod rękę Annie, ruszyła gdzieś w kierunku schodów.
Zastanawiałem się czy nie poderwać jakiejś laski i nie urwać się stąd, ale nie bardzo miałem ochotę na udawanie zainteresowania i zapewnienia o wiecznej miłości. Zamiast tego postanowiłem sobie zrobić kolejnego drinka. Niestety, nim chwyciłem butelkę z wódką, ktoś mnie uprzedził.
- Uważaj, dla kogoś niewprawionego to może się skończyć niezłą kompromitacją - poradziłem dziewczynie w stroju czarownicy. Nie wyglądała na zrelaksowaną ani wyluzowaną.
- Nie może być gorzej - odpowiedziała, upijając duży łyk alkoholu. Skrzywiła się i dopiła resztę. - Naprawdę komuś to może sprawiać przyjemność?
- Masz na myśli picie czy imprezę? - zapytałem, dolewając jej wódki i soku. Podejrzewałem, że niespodziewana gadatliwość Effy jest spowodowana zimnym Absolutem i z radością wlałbym w nią całą cysternę spirytusu, żeby tylko dalej móc z nią rozmawiać.
- Właściwie to chyba to i to - przyznała, odgarniając wysuwający się spod nakrycia głowy lok. Zernęła gdzieś przed siebie i zaklęła. Spojrzałem w tym samym kierunku. Kyle Maddison kręcił się po sali i najwyraźniej szukał Eff, która robiła wszystko, żeby nie dać się odnaleźć. Przesunęła się w bok i ukryła we wnęce. Nie rozumiałem o co chodzi, choć nie powiem, cieszyłem się z porażki rywala. Czyżby był aż tak nudny? Jeszcze raz mu się przyjrzałem i wtedy dotarło do mnie, dlaczego brunetka wlewa w siebie tyle alkoholu i jest taka spięta.
W zeszłym roku, w ramach promocji szkoły, nasza grupa z historii cywilizacji organizowała piknik dla dzieciaków. Effy jako jedyna nie zaliczyła zajęć, bo się na owym wydarzeniu nie pojawiła. Kiedy wściekła nauczycielka zapytała kolesia od czarnego kabrio, gdzie jest Buttler, odpowiedział, że nie przyjdzie, bo panicznie boi się clownów.
- Trzymasz się, Effy? - zapytałem, zwracając twarz ku dziewczynie. - Joker i clowny, uderzające podobieństwo.
Wzruszyła ramionami.
- Obiecałam Carterowi, że wytrzymam dwie godziny. Zostało piętnaście minut. Wytrzymam, a później znikam.
Chciałem żeby została. Ze mną. Dziękowałem Bogu, że nie wypiłem aż tyle, żeby powiedzieć jej coś, co by ją przeraziło i sprawiło, że już nigdy się do mnie nie odezwie. Z drugiej strony byłem zły, bo marzyłem o wyznaniu jej wszystkiego, co we mnie siedzi. Chciałem opowiedzjeć jej o tym huraganie emocji, jaki we mnie wywołuje.
- Effy!
Na nic zdała się kryjówka we wnęce, Kay zauważył ją i szeroko się uśmiechając, ruszył w naszą stronę. Brunetka wyrzuciła z siebie wiązankę przekleństw. Było mi jej żal. Pragnąłem jej jakoś pomóc, być jej bohaterem, tak, jak w moich snach i marzeniach.
A właściwie to dlaczego nie? I ty bądź bohaterem w swoim domu! Czy jakoś tak.
Miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi i wybije dziurę w ścianie, tak mocno waliło, gdy złapałem Elizabeth za dłoń. Spojrzałem jej głęboko w oczy, jednocześnie ją obejmując. W jej wzroku widziałem zdumienie.
- Effy Buttler, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? - szepnąłem drżącym głosem.
Czułem się jak gimnazjalista włączający porno na szkolnym komputerze, który boi się, że koledzy i nauczyciel zobaczą co robi, ale jest zbyt zafascynowany by przestać.
- Ja nie tańczę - może to wina wypitej wódki, ale Eff się zająknęła.
- Więc daj się porwać - powiedziałem z szelmowskim uśmiechem i przyciągnąłem ją do siebie.
Kołysząc się w rytm ballady Elli Henderson, sunęliśmy w stronę środka sali.
- I wanna be your everything and more - wymruczałem wprost w jej włosy.
Poczułem jak zadrżała i przytuliłem ją jeszcze mocniej, tak, jakbym nie chciał jej nigdy wypuścić. Nie chciałem. Zauważyłem zdziwione, wręcz rozbawione spojrzenia Jeremy'ego, który najwyraźniej skończył pieprzenie Samanthy i teraz przyglądał mi się z niedowierzaniem. Miałem to gdzieś. Wybacz, stary, wal się. Walcie się wszyscy. Nie potrzebuję was. Nie potrzebuję, bo właśnie trzymam w ramionach cały mój świat.


______________________________________________________

Hiya, cukiereczki!
Jestem zmęczona, jestem zła, czekam na weekend jak na zbawienie i to nie tylko dlatego, że lecę do kina na drugą część Avengersów. <3
Mam nadzieję, że u Was lepiej.
Wiecie co mnie rozpieprza na kawałeczki?
Patrzcie jakie laski są głupie - leci na taką fajny koleś, z którym może pogadać o wszystkim i płacze ze śmiechu non stop, a ta i tak olewa typa, bo uparła się na kogoś, kto kto ma ją w dupie.
#rozmyslaniaprzymoczeniuodciskow

Zostawiam Wam z rozdziałem no 5.
Widzimy się za 10 dni!

m.

3 komentarze:

  1. Książka, Mika, książka...
    Od czego by tu... Lane. I Catrer. Hmmm.... Podoba mi się to połączenie :) Zastanawiam się tylko co bd jeśli (jeśli!) się sprawą rozkręci. Interesuje mnie co zrobi Lexie (nw czy dobrze napisałam :p)
    Mam mieszane uczucia co do Rydel. Z jednej strony ja lubię, ale z drugiej... No jest pusta. Ale znowu nie jest pusta. No nie wiem...
    Rossy jest taki uroczy jak znajduje się w pobliżu Effy. Lubię te opisy jego uczuć.
    Zastanawiam się od czego zacznie się następny rossdział. Zastanawiam się co czuje Effy. Zastanawiam się... I czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak długo mi zawsze zajmuje napisanie komentarza. Zebrało się już chyba z 10 blogów, które muszę skomentować, a nie mam jakoś czasu. Twój jest pierwszy.
    Co by tu napisać, żeby się nie powtarzać?

    Wiem! Tyler! O nim miałam napisać. No więc... Max jest super. On i Nejf byli najfajniejsi z całego The Wanted. I kiedy patrzę sobie na Tylera to myślę sobie, że to całkiem fajny gość. Ale po tym rozdziale zaczynam mieć wątpliwości, czy on jest taki fajny. No niby nie chce źle, prawda? To co robi, jest dla zabawy i urozmaicenia życia. XD Tylko że nikt mu nie pozwolił wplątywać w to Rydel! Sam siebie może niszczyć, ale niech zostawi biedną Dells w spokoju. Och... Wdech i wydech. Znowu się bulwersuję.
    Nie ulega wątpliwości (mój ulubiony zwrot ostatnio xD), że Tyler jest interesującą postacią i należy przyjrzeć mu się bliżej. I nie ufać oczywiście. Nie, nie można mu ufać. Jest zagrożeniem dla Rydel. Ale z drugiej strony, lubię "tych złych". Kurde, zawsze tak jest, że im bardziej chłopak jest pewny siebie, zły i niebezpieczny, tym bardziej go lubię. Nie w prawdziwym życiu! Tylko tych książkowych bohaterów. XD

    NADAL NIE WIEM, CO ZAMIERZASZ ZROBIĆ BIEDNEJ RYDEL, ALE ZACZYNAM SIĘ OBAWIAĆ. Na początku myślałam, że tylko chcesz zrobić z niej pustą lalę, ale Ty nadałaś jej jakiś charakter, osobowość, ona ma uczucia. Myślałam, że nie będę jej lubić. A tu się okazuje, że będzie inaczej. Ja zawsze tak strasznie przeżywam te najlepsze blogi. I teraz też przeżywam, bo boję się, że coś złego zrobić Rydel. I pewnie się nie mylę.

    No i na koniec dodam, że Ross w tym rozdziale wyjątkowo mnie zachwycił.
    "- Effy Buttler, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? - szepnąłem drżącym głosem."
    Moja reakcja: "O Boże! Tak! Powiedz tak! Nie uciekaj od niego! Zatańcz z nim!"
    Awwwwww... Tak. Właśnie. Ekhm... Byliby słodką parą <3

    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Chcę wiedzieć, co sobie pomyślał Nejf, kiedy Effy od niego uciekła. XD
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
  3. Ross i Effy to takie piękne połączenie, kocham to, że on ja obronił przed tym idiotą Kylem.
    Lane i Carter... no nie powiem ciekawe co z tego wyniknie. Lexi jeśli się dowie to ich udusi XD
    Tyler jest kretynem, ale w tym wypadku gorszą idiotką jest Delly. Pustak z niej skoro nie ma świadomości jak powinna sie zachować. Błagam niech ona zmądrzeje.
    Jeremy niby ma wszystko gdzieś, ale wobec kumpla jest uczciwy ^^
    Anna to to ma przechlapane z bratem i jego kumplami, biedna :/
    Pozdrawiam i Ściskam <3
    Świetny blog *.*

    OdpowiedzUsuń